Ojjjj zabierałam się do tego jak pies do jeża...przyznaję.
Hihi, jakoś tak bez przekonania... z dużą dozą ostrożności....
No cóż lubię swoje palce, więc wizja przeszycia ich igłą skutecznie mnie odstraszała :P
Ale stało się!!! Kilka dni temu Raaany Tata przywlókł od Raaany Babci maszynę do szycia. Przyznam się szczerze, że nosiłam się z zamiarem kupienia pięknego Łucznika w tęczowe motylki, ale dziura w budżecie (całe szczęście) mnie powstrzymała :PPP
|
Moja nowa koleżanka - Zofia :D
|
Maszyna przyjechała, troszkę obserwowałyśmy się ukradkiem... tak jakoś niepewnie, nieśmiało...
W końcu odważyłam się i postawiłam ją na stole, oglądałam wszystkie dziurki, oczka, śrubki... no cóż pierwsze koty za płoty.
Wizyta Raaany Babci zmobilizowała mnie do szybkiego przeszkolenia bojowego...
"No jak to, nie wiesz? tu nawlekasz, potem przekładasz przez to oczko, potem przez te dwa a potem - widzisz? - tu jest taka sprężynka, to przewlekasz przez tą sprężynkę, przekładasz nad tym drucikiem a potem nad tym otworkiem, ale pod tym tutaj haczykiem, potem już tylko tu - i tu, przewlekasz przez oczko w igle.... i gotowe!!! teraz jeszcze masz drugą nitkę.... (...)
A ja co chwilę powtarzałam:
"To ja może sobie zapiszę... to ja może sobie zapiszę....)
od dzisiaj blog zmieni nazwę na RAAANY BABCIA !
Kiedy już się zaprzyjaźniłam z tymi okienkami, dziurkami, sprężynkami, haczykami, klapkami, kółeczkami - stwierdziłam, że zmiana koloru nici do szycia to właściwie fanaberia i nie należy jej zbytnio ulegać...
Potem już tylko trzeba było się zdecydować na to, co uszyć i z CZEGO?
Na pierwszy ogień poszły stare spodnie sztruksowe Raaany Taty :D i projekt KOT!
Odrysowałam (na lewej stronie materiału) kota z ogonem w górze - projekt wypalił dopiero za trzecim razem, bo moi drodzy: skręcenie ogonka 4 razy to nie najlepszy plan, jak na pierwsze spotkanie z ZOCHĄ - (takie to urocze imię otrzymała maszyna po paru chwilach razem...)
Na polarze narysowałam łebek - a to, co działo się potem niech już zostanie tylko w mojej pamięci, Julek zaglądał od czasu, do czasu zobaczyć co ta mama z ZOCHĄ wyczynia i komentował swoim odwiecznym:
- A kuku! Bzzzzziiiiii!
Po uszyciu i przewróceniu na drugą stronę (co ku mojemu zdziwieniu zajęło mi prawie pół godziny) wypchałam kocura wypełnieniem wygrzebanym z jakiejś poduchy...
Potem wyższa szkoła jazdy: uszy, nosek i uśmiech - tak się rozkręciłam, że dodałam jeszcze jęzorek a do tego oczy z guzików - zszyłam głowę, wypchałam, połączyłam dwie części razem iiiii muszę Wam powiedzieć, że mój pierwszy w życiu kocur skradł moje serce.
Wisi sobie teraz na klamce, obserwuje Raaany Julkową rodzinkę i mrrrruczy, że chciałby jakąś koleżankę :P
Jak tylko wyjdę z szoku po obcowaniu z ZOCHĄ (słyszę jeszcze ten warkot :P) to na pewno coś jeszcze uszyję. Polecam Wam zrobienie dla maluchów takiej przytulanki - w żadnym markecie takiej nie znajdziecie!!!
To mój skromny zbiór materiałów :D oczywiście wciąż nie wystarczający - drogie koleżanki - jeśli macie stare ubrania z ciekawych materiałów, nie używane skrawki - oddajcie je w dobre ręce, znajdźcie im nowy, ciepły dom :DDD czekam :DDD
Jeśli jest wśród Was ktoś, kto chciałby zmierzyć się z Raaany Kotem piszcie to odrysuję wam (co nieco koślawy - ale zawsze) wzór mojego kotka psotka :DDD