Strony

środa, 13 czerwca 2012

Truskawkowa terapia

Powoli wracam... do siebie i do Was.

Chociaż tak na prawdę teraz to Wy bardziej jesteście dla mnie niż ja dla Was.
Dziękuję za wszystkie e-maile od tęskniących czytelników, nie wiedziałam, że aż tak będzie wam brakować raaany wyczynów.

Muszę jednak powrócić do Raaany bloga, choćby po to, by nie szwendać się już po forach czytając te smutne historie podobne do mojej... Serce mi pęka, jak wiele z nas musi przejść przez to wszystko... Najgorsza jest ta bezsilność i smutek, który wygląda z każdego kąta.
Gdyby nie Rany Julek chyba bym się rozpadła na najmniejsze kawałki, a tak muszę dla niego wstać, uśmiechać się, i jakoś żyć.

Jeszcze do tego w sobotę obrona pracy, nie mam siły o niej myśleć, to całe załatwianie, papiery -
EWUŚ - gdyby nie TY to już dawno bym na tych studiach zginęła, a teraz bez twojej pomocy nic by mi się nie udało zrobić. Dziękuję Ci, że jesteś, że zawsze mogę na Ciebie liczyć, że zawsze zjawiasz się wcześniej niż nawet zdążę o Tobie pomyśleć :***

Wczorajsze nieoczekiwane kibicowanie w bardzo zaangażowanym gronie pomogło mi wrócić do rzeczywistości - bolące gardło jest dla mnie bardzo cennym odkryciem i dowodem, że nadal żyję :P
DZIĘKI :D

*****


Dzisiaj próbowałam wynagrodzić mojemu dzielnemu Julkowi mojego smuta i razem powędrowaliśmy do KUCHNI. Łapanie latających akcesoriów kuchennych i ogarnianie mąki na podłodze skutecznie dało mi zapomnieć o wszystkim wokoło. Ponieważ Raaany Tata obiecał kilogram truskawek po południu zabraliśmy się za kruche babeczki i krem budyniowy. Ciasto jest bardzo proste, krem jeszcze bardziej, więc łatwo to wszystko zrobić mając takiego małego POMOCNIKA :)
Mój mini kucharz uwielbia wszystko, co może spsocić w kuchni i z wielkim zapałem zabiera się do wszystkich zadań. Ćwiczyliśmy nalewanie mleka i mieszanie w garnku - główny cel: by w garnku zostało więcej mleka niż dookoła. Muszę przyznać, że niemal został osiągnięty :P
Potem najbardziej wyczekiwana część: ugniatanie ciasta i nakładanie do foremek. Z wielkim zaciekawieniem Juliś oglądał to, co później działo się z babeczkami w piekarniku.
zgadnijcie kogo widać w szybie piekarnika???
Musiał się tym działaniem bardzo zmęczyć, bo ziewając oświadczył z poważną miną:

- Julo papa, lulu TAM!

I pokazał na swój pokoik :D no i cóż szef kuchni udał się na drzemkę a pomocnik dokończył pieczenie tych 100 babeczek (hmmm może powinnam zadzwonić do Raaany Taty i poprosić jednak o 2 kilogramy tych truskawek???)
pierwsza próba
styl elegancki
druga próba
na jaskiniowca
Przepis na .... dużo babeczek :D

1/2 kg mąki
240 g masła lub 120g masła+120g smalcu
łyżeczka proszku do pieczenia
100g cukru pudru
3 żółtka
3 łyżki gęstej śmietany

wszystkie składniki łączymy, wyrabiamy ciasto i odstawiamy do lodówki na ok 30 minut, potem wykładamy foremki cieniutko ciastem a widelcem nakłuwamy spody - zadanie w sam raz dla Julka. pieczemy 10-15 minut w 170 stopniach.

krem budyniowy:
budyń śmietankowy/waniliowy
400 ml mleka
80g masła
2 łyżki cukru
1 łyżka mąki

300 ml mleka wlewamy do garnka, rozpuszczamy w nim masło. W pozostałym części rozpuszczamy budyń, mąkę i cukier. Gdy mleko w garnku zagotuje się wlewamy budyń, mieszamy i odstawiamy do ostygnięcia.
Do ostudzonych babeczek nakładamy łyżkę budyniu i dekorujemy truskawkami. Całość można polać tężejącą galaretką (wtedy przetrwają dłużej)
U nas opcja "przetrwają dłużej" i tak jest niemożliwa, więc nie bawiłam się już z galaretką :D
Truskawkowa terapia podziałała na całą Raaany Rodzinkę i po takim deserze idziemy na dłuuuugi spacer.